TomekChorzow prowadzi tutaj blog rowerowy

Tomek z Chorzowa, rowerzysta codzienny

Wpisy archiwalne w kategorii

dłuższa jazda nocna

Dystans całkowity:1015.54 km (w terenie 90.00 km; 8.86%)
Czas w ruchu:57:17
Średnia prędkość:17.73 km/h
Maksymalna prędkość:47.40 km/h
Suma podjazdów:6558 m
Maks. tętno maksymalne:165 (95 %)
Suma kalorii:9454 kcal
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:203.11 km i 11h 27m
Więcej statystyk

grudniowa Roratnio-Koszęcińska ponad-setka

d a n e w y j a z d u 128.80 km 25.00 km teren 08:32 h Pr.śr.:15.09 km/h Pr.max:42.50 km/h Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:958 m Kalorie: kcal Rower:Accent Nordkapp
Poniedziałek, 9 grudnia 2019 | dodano: 11.12.2019

Wypad zaklasyfikowałem do kategorii: dłuższa jazda nocna, bo choć w zasadzie nocą głęboką nie jechałem, to jednak szybko zapadający zmrok sprawił, że zdecydowana część trasy w ciemnościach i to bynajmniej nie rozświetlonych światłami miast. Ale po kolei:
W zasadzie dwa odrębne wypady, ale jak zawsze liczę "od spania do spania", zatem dystans i czas jazdy zsumowany.
Rano po ciemku by dotrzeć przez Żabie Doły na Roraty do Bytomia. W tamtą stronę w ciemności, ale powrót już w blaskach wschodzącego słońca.
Dopiero o godzinie 15:15 udało się opuścić biuro. Plan maksimum zakładał dojechanie do Koszęcina i z powrotem na rowerze. Późny wyjazd jednak sprawił, że od razu miałem świadomość potrzeby pokonania w tej sytuacji całej czekającej mnie trasy po ciemku. Do granicy Piekar ulubioną od niedawna trasą przez Żabie Doły (ponownie tego samego dnia), dalej przez Rozbark i ścieżką wzdłuż stawów do ulicy Kędzierzyńskiej. Tutaj trzeba było włączyć lampki. W Piekarach jeszcze szczęśliwie zakończona przygoda z wpłatomatem, który o mało nie zabrał mi karty – i dawaj – najkrótszą trasą z ominięciem jednak ruchliwych odcinków. Na początku deprymująco działała na mnie świadomość tylu kilometrów w ciemnym lesie przede mną, ale szybko się oswoiłem. Z takim reflektorem można jechać w zupełnej ciemności. W drodze powrotnej mijając stację w Koszęcinie rozważałem (ale tylko przez chwilę) pomysł skorzystania z Kolei Śląskich, lecz świadomie puściłem ostatni pociąg, stwierdzając, że beze mnie też pojedzie….
Największa frajda w drodze powrotnej. W lesie niesamowite widoki: tak jasna pełnia Księżyca, że można by jechać bez świateł (co też na chwilę zrobiłem). Klimat lasu nocą jest niesamowity. Światło reflektora wydobywa z mroku coraz to nowe obrazy, cienie drzew majaczą w oddali, trzask gałązek z boku zdradza, że tak całkiem sam to tu nie jestem… Tak: jestem tu gościem, gospodarzami w tym lesie są inne stworzenia Boże. Zatrzymywałem się na chwilę tu i tam, by po zgaszeniu reflektora (tylnej lampki nie używałem w lesie w ogóle) delektować się tą atmosferą i nastrojem. Wyjeżdżając z domu nie przypuszczałem wszakże, że dzięki pełni Księżyca będzie tak jasno. Pieszo dałoby się wędrować bez żadnego światła. W sumie warto było, pomimo, że powrót już po północy: długa trasa i miejscami błoto w lesie dały mi trochę w kość, ale niesamowita frajda jest. Jakby na to nie patrzeć z innej strony: rekordowy w tym roku dystans – i to dopiero w grudniu.



w kościele pod wezwaniem Ducha Świętego w Bytomiu trwa Msza Święta roratnia
w kościele pod wezwaniem Ducha Świętego w Bytomiu trwa Msza Święta roratnia © TomekChorzowbytomski kościół pod wezwaniem Ducha Świętego
bytomski kościół pod wezwaniem Ducha Świętego © TomekChorzowod strony Żabich Dołów wschodzi słońce
od strony Żabich Dołów wschodzi słońce © TomekChorzoww Dolinie Górnika w Chorzowie Starym
w Dolinie Górnika w Chorzowie Starym © TomekChorzow
A tu ślady z drugiej dłuższej części trasy:


dojeżdżając do Kalet drogą pożarową nr 6 przed Jędryskiem
dojeżdżając do Kalet drogą pożarową nr 6 przed Jędryskiem © TomekChorzowwjazd do Jędryska
wjazd do Jędryska © TomekChorzowakcent kolejowy - semafory przed południową głowicą stacji w Kaletach
akcent kolejowy - semafory przed południową głowicą stacji w Kaletach © TomekChorzow
to już w drodze powrotnej: Kościół pod wezwaniem świętego Józefa w Kaletach na Jędrysku
to już w drodze powrotnej: Kościół pod wezwaniem świętego Józefa w Kaletach na Jędrysku © TomekChorzowjasna grudniowa noc w lesie koło Kalet (zdjęcie trochę sztucznie rozjaśnione)
jasna grudniowa noc w lesie koło Kalet (zdjęcie trochę sztucznie rozjaśnione) © TomekChorzow
księżyc na grudniowym niebie
księżyc na grudniowym niebie © TomekChorzowkolejny akcent kolejowy: ET22 na czele składu kontenerów przebija się przez ciemności nocy w stronę Kalet
kolejny akcent kolejowy: ET22 na czele składu kontenerów przebija się przez ciemności nocy w stronę Kalet © TomekChorzow
w ciemnościach nocy
w ciemnościach nocy © TomekChorzow
mój własny cień na leśnej drodze
mój własny cień na leśnej drodze © TomekChorzowtak mnie widzą nadjeżdżający z naprzeciwka
tak mnie widzą nadjeżdżający z naprzeciwka © TomekChorzow
grudniowy księżyc wychylił się zza chmur
grudniowy księżyc wychylił się zza chmur © TomekChorzow
tutaj znowu chmury usiłują go zasłonić
tutaj znowu chmury usiłują go zasłonić © TomekChorzowkomin huty w Miasteczku Śląskim w leśnej przecince
komin huty w Miasteczku Śląskim w leśnej przecince © TomekChorzowHuta Miasteczko Śląskie
Huta Miasteczko Śląskie © TomekChorzow


Kategoria >100 km, samotna wycieczka, użytkowo, dłuższa jazda nocna

z Chorzowa do Lądu

d a n e w y j a z d u 276.22 km 10.00 km teren 13:34 h Pr.śr.:20.36 km/h Pr.max:42.50 km/h Temperatura:32.0 HR max:165 ( 95%) HR avg: (%) Podjazdy:1108 m Kalorie: 9454 kcal Rower:Accent Nordkapp
Poniedziałek, 31 sierpnia 2015 | dodano: 02.09.2015



Jedna z tych tras, która zapewne pozostanie w pamięci na długo…może do końca życia.
Nieczęsto mi się zdarza pokonywać taki dystans. Wspaniała przygoda z Michałem wracającym z wakacji do Seminarium w Lądzie nad Wartą. Przed rokiem (25/26 lipca 2014r.) większą część trasy pokonałem tą samą drogą, toteż zarejestrowany ślad i moja znajomość drogi pomogła. Było jednak nieco inaczej, bo wyruszyliśmy o godzinie 5.25 z Chorzowa a nie z Koszęcina. Na drogę gruntową zdecydowaliśmy się jedynie między Żyglinem a Kaletami, wjeżdżając na dobrze nam znaną „szóstkę” pożarową, która jednak była trudno przejezdna z racji wielkiej suszy – koła zagłębiały się w suchy piach tworzący miejscami wydmy. Zgodnie z planem o godzinie 7.45 zameldowaliśmy się w Koszęcinie. O godzinie 9 ruszyliśmy w dalszą drogę. Bezchmurne niebo i szybko narastający upał towarzyszyły nam do późnego popołudnia. Choć trasa pozbawiona w zasadzie podjazdów i generalnie prowadząca w dół, to jednak nie bez znaczenia – na tak długim dystansie - pozostaje to, że jesteśmy obciążeni sakwami zawierającymi bagaże Michała. Długie odcinki w pełnym słońcu dały w kość. Michał znosił to lepiej (jest zaprawiony po pielgrzymce, ale też o 31 lat ode mnie młodszy…).
Z wdzięcznością przyjmujemy gościnę Mariana i Janka, który wyjeżdżają nam naprzeciw do Czastar. Krótka drzemka, napoje i poczęstunek dodają sił na dalszą drogę. Wspólna jazda przez kilka kilometrów kończy nasze spotkanie. Choć już pora późna to dopiero nieco więcej niż połowa drogi za nami. Na rynek w Grabowie nad Prosną docieramy o wpół do siódmej wieczorem. Zauważam u siebie pewne symptomy przegrzania – trzeba odpuścić tempo ale i tak nie dajemy za wygraną. Na kaliski Rynek docieramy już po ciemku a i Sanktuarium Świętego Józefa też o tej porze zastajemy zamknięte. Decyzja na dalszą jazdę jednoznaczna, tym bardziej, że temperatura lekko spada i coraz bliżej do Lądu, gdzie czeka pokój gościnny. Ostatnie kilometry to już walka ze zmęczeniem. Gdy w ciemności krótko przed godziną drugą w nocy po prawej stronie znad Warty zamajaczyły wieże Cysterskiego Opactwa wiedzieliśmy, że jesteśmy u celu...
Na całej trasie widać było jak bardzo głęboka susza doskwiera – to co zostało na polach nie nadaje się do zbiorów, pył i wyschnięte lasy bez śladów wilgoci…
Druga co do długości moja trasa, niemniej – choć to trudno porównywać – wysiłek chyba większy. Przede wszystkim wielogodzinna jazda w sporym upale…(ponad 32 stopnie).
Warto było! Spory kawał Polski „przewinął się” pod kołami a i możliwość pokonania takiej trasy z Michałem była wielkim Darem.
Deo Gratias!


Na postoju w Pankach
Na postoju w Pankach © TomekChorzow

Na szosie Panki-Przedmość
Na szosie Panki-Przedmość © TomekChorzow

W Parcicach
W Parcicach © TomekChorzow

W Węglewicach żegnamy się z Marianem i Jankiem
W Węglewicach żegnamy się z Marianem i Jankiem © TomekChorzow

Już godzina 18 a do Grabowa nad Prosną jeszcze kawałek
Już godzina 18 a do Grabowa nad Prosną jeszcze kawałek © TomekChorzow

Na Rynku w Grabowie nad Prosną
Na Rynku w Grabowie nad Prosną © TomekChorzow

Z wieżą Sanktuarium Świętego Józefa w Kaliszu w tle
Z wieżą Sanktuarium Świętego Józefa w Kaliszu w tle © TomekChorzow

Nie zdążyliśmy do Kalisza przed zamknięciem Bazyliki pod wezwaniem Świętego Józefa
Nie zdążyliśmy do Kalisza przed zamknięciem Bazyliki pod wezwaniem Świętego Józefa © TomekChorzow
Zmęczenie coraz większe (na stacji benzynowej w Blizanowie)
Zmęczenie coraz większe (na stacji benzynowej w Blizanowie) © TomekChorzow
W Choczu na Rynku stoi postać Kazimierza Wielkiego
W Choczu na Rynku stoi postać Kazimierza Wielkiego © TomekChorzow
U celu czyli przed bramą klasztoru w Lądzie nad Wartą
U celu czyli przed bramą klasztoru w Lądzie nad Wartą © TomekChorzow
U celu czyli przed bramą klasztoru w Lądzie nad Wartą
U celu czyli przed bramą klasztoru w Lądzie nad Wartą © TomekChorzow


Kategoria >100 km, >200 km, dłuższa jazda nocna, jazda całodobowa, nie-samotna wycieczka, wyjazd rodzinny

z Koszęcina do Poznania

d a n e w y j a z d u 343.88 km 30.00 km teren 17:15 h Pr.śr.:19.94 km/h Pr.max:45.40 km/h Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1286 m Kalorie: kcal Rower:Author Reflex
Sobota, 26 lipca 2014 | dodano: 26.07.2014

Życiowy rekord dziennego a właściwie dobowego dystansu.
Trasa w skrócie: Koszęcin-Panki-Praszka-Grabów nad Prosną-Kalisz-Ląd nad Wartą-Pyzdry-Środa Wielkopolska-Poznań.
Wyjazd z Koszęcina w piątek o godzinie 7 rano. Zdecydowanie później niż zazwyczaj mając w planie dłuższą trasę. Z drugiej strony byłem bardzo dobrze wyspany, co jak się okazuje potem zaowocowało. Jeśli jest znane pojęcie „niewyspany” to ja byłem rozumując w przeciwną stronę - „nadspany”. W pierwszej części trasy kierowałem się wgraną do nawigacji mapą powiatów lublinieckiego i kłobuckiego i związanym z nią profilem nawigowania typu „rower teren” oraz własną znajomością terenu, wobec tego pojechałem na Nowy Dwór i przez Rzyce do Cieszowej. W Hadrze skręciłem w boczną uliczkę koło piaskowni i kościoła by tamtędy dojechać do Mochały i dalej drogą gruntową prawie do przejazdu przez remontowaną w ramach „protezy koniecpolskiej” linię kolejową Lubliniec-Częstochowa. Za Lisowem jednak nawigacja wprowadziła mnie w leśne drogi miejscami dość zarośnięte i mocno podmokłe a wręcz zalane po opadach z poprzedniego dnia. I to był niestety błąd. Bardzo szybko zakończył się komfort jazdy w suchych butach. Tak czy owak przełączyłem Garmina na profil „rower szosa”, wskutek czego już takich sytuacji nie było chyba, że sam się w nie wprowadziłem jak np. za Grabowem nad Prosną chcąc uniknąć dość ruchliwej szosy do Kalisza. Na tym pierwszym odcinku straciłem też sporo czasu, co nie pozwoliło później zdążyć na Mszę Świętą do Sanktuarium Świętego Józefa w Kaliszu - jednego z głównych celów wyjazdu – a więc może następnym razem? Trasa dalej wiodła przez Panki, Praszkę czyli północnym skrajem Opolszczyzny w stronę powiatu wieluńskiego czyli przez województwo łódzkie. Bardzo monotonny krajobraz mijanych pól i wiosek podobnych jedna do drugiej. Gdybym nie był „nadspany” to chyba bym zasnął. Obiektywnie trzeba jednak stwierdzić, że lasy też się zdarzały jak na przykład w gminie Skomlin. Cały czas mokry asfalt. W Pankach o mało nie zaliczyłem gleby a właściwie desek, gdy usiłowałem gwałtownie się zatrzymać na mokrej drewnianej nawierzchni mostu nad Pankówką chcąc zobaczyć jej wezbrany nurt. Ślad tego hamowania widać na zdjęciu. Na mokrych deskach, stanowiących czasami nawierzchnie mostów trzeba bardzo uważać! W Czastarach na wjeździe do miejscowości przymusowy postój przed sklepem dla przeczekania ulewy. Wydawało się, że już po wszystkim lecz ledwo dojechałem do centrum Czastar, gdy ulewa rozpętała się na nowo ze zwielokrotnioną siłą. Zatrzymałem się pod daszkiem przy poczcie (która miała być zamykana o godzinie 15 a więc za kilkanaście minut). Postanowiłem jednak wejść do korytarza i na stoliku dokończyć zabrany ze sobą list do Michała i jeszcze go wysłać przed zamknięciem poczty. Rzecz jasna wprowadziłem rower do korytarza. Pan zwrócił mi uwagę: „tu się nie zostawia rowerów”. Cóż mu miałem odpowiedzieć? Stwierdziłem tylko, że nie zostawiam roweru tylko jestem przy nim:). Deszcz po niedługim czasie się zakończył, list zdążyłem wysłać – a więc w dalszą drogę po bardzo mokrym pełnym kałuż asfalcie. Koło godziny 17 dotarłem do Grabowa nad Prosną i po krótkiej jeździe szosą zjechałem z niej w prawo na Biernacice i Raduchów. Tam też na nowo wpakowałem się w grząskie piachy trudne do przebycia tym bardziej, że przy wolnym poruszaniu się natychmiast dopadł mnie rój końskich much. Od północno wschodniej strony zaczęło też złowrogo grzmieć….
Po godzinie 20 zajechałem na kaliski Rynek. Niestety Sanktuarium opodal było już zamknięte…:(. Szybka decyzja: czy skierować się do Ostrowa Wielkopolskiego na pociąg TLK o godzinie 0:17 i wracać czy jechać dalej zgodnie z założonym planem maksimum. Rozpogodzone wieczorne niebo przemówiło na korzyść drugiego wariantu. Wobec tego naleśnik, zupa-krem z pomidorów i kawa na kaliskim Rynku uzupełniły moje siły. W międzyczasie zapadł zmrok pozwalający podziwiać starówkę pięknie oświetloną latarniami. Na wyjeździe z miasta uzupełnienie prowiantu w Tesco w perspektywie całonocnej jazdy. Postój na smarowanie łańcucha i wymianę akumulatorów w Garminie na stacji benzynowej koło Blizanowa i za Choczem skręt w prawo w stronę Lądu nad Wartą, który też bardzo chciałem odwiedzić. Odcinek szosy do Lądu prowadził przez lasy i mało zaludnione tereny. Samotna jazda leśnymi szosami w środku nocy… klimatycznie. Gwieździste niebo nad polami i lasami, choć w oddali się błyska. Wprost nade mną Wielki Wóz. Zatrzymuję się na chwilkę na poboczu i gaszę wszystkie światła, by delektować się rozgwieżdżonym niebem nie zmąconym światłem miast. Widok u mnie w domu na Górnym Śląsku nieosiągalny. Grzmotów nie słychać a więc Bogu dzięki burza daleko ode mnie. Czasami pojedynczy samochód z naprzeciwka zmienia światła na mijania w konfrontacji z moim reflektorem… Koło godziny 2 w nocy zajeżdżam przed klasztor w Lądzie. Nie pozostaje nic innego jak trochę poświecić po gmachu reflektorem i dalej. Na stacji benzynowej odświeżam się jeszcze i posilam. Trzeba się też cieplej ubrać. Za 3 godziny odjeżdża z pobliskiej stacji w Słupcy pociąg do Poznania, ale perspektywa dalszej nocnej jazdy na tyle mnie nęci, że decyduję się by jechać dalej. Po pewnym czasie niebo za mną – od wschodu – zaczyna szarzeć. Nad Wielkopolską wstaje piękny lipcowy świt. Promienie słońca wydobywają fantastyczne smugi świateł. Dla takich chwil warto jechać. Coraz bardziej towarzyszy mi świadomość, że jestem już bardzo daleko... Prawie cała doba na siodełku i uciekające kilometry drogi pod kołami - coś pięknego !!! Ach, gdybyż tak można było częściej....Po drodze postój w Miłosławiu. Na rynku koło godziny 5 kupuję lody w sklepie jeszcze przed jego oficjalnym otwarciem :). Dalej kieruję się na Środę Wielkopolską, Tulce i o godzinie 8 wjeżdżam w granice Poznania. Przejeżdżam przez Maltę i podziwiam panoramę miasta z mostu na Warcie po czym przed godziną 9 a więc po 26 godzinach od wyjazdu staję pod poznańskim ratuszem. Radość jest spora, cel maksimum został zrealizowany! Piękna trasa, widoki pozostaną na długo w pamięci. Rzecz jasna nie czekam do południa na koziołki… Przez nieco senne jeszcze o tej porze centrum docieram na Dworzec Główny skąd o g. 10:40 z 2 przesiadkami (Kluczbork, Lubliniec) trzema zdezelowanymi kiblami (EN 57) z epoki lat sześćdziesiątych docieram zmęczony, ale jakże pełen bogatych wrażeń do Koszęcina.

Pierwszy raz w życiu przejechałem „za jednym strzałem” taką trasę. Poprzedni rekord życiowy sprzed 2 lat pobiłem o 130 km. Okazuje się, że można. Warunki sprzyjały: niezbyt ciepło, trasa jakby nie było cały czas lekko w dół (Koszęcin: 280 m n.p.m., Poznań: 85 m n.p.m.) i co najważniejsze: bezwietrznie.
Dystans obejmuje też powrót ze stacji w Koszęcinie na działkę.



Hodowla danieli na Nowym Dworze w Koszęcinie
Hodowla danieli na Nowym Dworze w Koszęcinie © TomekChorzow
Pomnik świętego Urbana papieża w Cieszowej
Pomnik świętego Urbana papieża w Cieszowej © TomekChorzow
Dawna garbarnia w Mochale
Dawna garbarnia w Mochale © TomekChorzow

Posterunek Lisów na linii nr 61 Fosowskie-Częstochowa
Posterunek Lisów na linii nr 61 Fosowskie-Częstochowa © TomekChorzow

Droga na Poznań :)
Droga na Poznań :) © TomekChorzow

Kapliczka z XIX wieku
Kapliczka z XIX wieku © TomekChorzow
Leśniczówka Jezioro w Nadleśnictwie Herby
Leśniczówka Jezioro w Nadleśnictwie Herby © TomekChorzow

Mokra szosa
Mokra szosa © TomekChorzow

Mokra szosa
Mokra szosa © TomekChorzow

Na moście na Pankówce o mało nie zaliczyłem gleby (desek). Widoczny ślad hamowania
Na moście na Pankówce o mało nie zaliczyłem gleby (desek). Widoczny ślad hamowania © TomekChorzow

Wzburzona Pankówka
Wzburzona Pankówka © TomekChorzow

Kościół pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego w Starokrzepicach
Kościół pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego w Starokrzepicach © TomekChorzow

W Cieciułowie
W Cieciułowie © TomekChorzow

Kik - i tyle
Kik - i tyle © TomekChorzow

Gmina Skomlin
Gmina Skomlin © TomekChorzow


Skomlin – barokowy drewniany kościół pod wezwaniem Świetych Filipa i Jakuba z dzwonnicą
Skomlin – barokowy drewniany kościół pod wezwaniem Świetych Filipa i Jakuba z dzwonnicą © TomekChorzow

Leje !!!
Leje !!! © TomekChorzow

Dalej leje
Dalej leje © TomekChorzow

Sanktuarium Maryjne w Czastarach
Sanktuarium Maryjne w Czastarach © TomekChorzow

Spóle
Spóle © TomekChorzow

Kopeć
Kopeć © TomekChorzow
Pas rowerowy na szosie - lepszy rydz niż nic :)
Pas rowerowy na szosie - lepszy rydz niż nic :) © TomekChorzow

Grabów nad Prosną - nieczynny kościół ewangelicki z XIX wieku
Grabów nad Prosną - nieczynny kościół ewangelicki z XIX wieku © TomekChorzow

Czy tędy na pewno na Poznań??? - między Grabowem nad Prosną a Kaliszem
Czy tędy na pewno na Poznań??? - między Grabowem nad Prosną a Kaliszem © TomekChorzow

Czegoś szuka
Czegoś szuka © TomekChorzow

U bram Kalisza
U bram Kalisza © TomekChorzow

Na kaliskim Rynku z Ratuszem w tle
Na kaliskim Rynku z Ratuszem w tle © TomekChorzow

W Kaliszu przy Sanktuarium
W Kaliszu przy Sanktuarium © TomekChorzow

Mural opodal Sanktuarium Świętego Józefa w Kaliszu
Mural opodal Sanktuarium Świętego Józefa w Kaliszu © TomekChorzow

Posiłek na kaliskim Rynku
Posiłek na kaliskim Rynku © TomekChorzow
Poniższe 2 zdjęcia są zrobione w Gminie Chocz a nie na wjeździe do tej Piły, która leży na północ od Poznania i w której służyłem w wojsku.
Piła z lampą błyskową
Piła z lampą błyskową © TomekChorzow

Piła bez lampy błyskowej
Piła bez lampy błyskowej © TomekChorzow

Reflektor świeci na najniższym stopniu mocy
Reflektor świeci na najniższym stopniu mocy © TomekChorzow

Świt nad Wielkopolską
Świt nad Wielkopolską © TomekChorzow

Kościół pod wezwaniem Świętego Jakuba Apostoła Miłosławiu
Kościół pod wezwaniem Świętego Jakuba Apostoła Miłosławiu © TomekChorzow

Smaczne lody mają w Miłosławiu (zwłaszcza o 5 rano)
Smaczne lody mają w Miłosławiu (zwłaszcza o 5 rano) © TomekChorzow

W Winnej Górze
W Winnej Górze © TomekChorzow

Pałac w Winnej Górze
Pałac w Winnej Górze © TomekChorzow

Wielkopolska szosa
Wielkopolska szosa © TomekChorzow

Słońce nad Wielkopolską coraz wyżej
Słońce nad Wielkopolską coraz wyżej © TomekChorzow

Prawie jak na Paryż-Roubaix :)
Prawie jak na Paryż-Roubaix :) © TomekChorzow

Poznań !!!
Poznań !!! © TomekChorzow

Poznańska Malta
Poznańska Malta © TomekChorzow

Nad Maltą - z wieżami katedry w tle
Nad Maltą - z wieżami katedry w tle © TomekChorzow

Bazylika Archikatedralna w Poznaniu - w najstarszej siedzibie biskupiej na ziemiach Polski
Bazylika Archikatedralna w Poznaniu - w najstarszej siedzibie biskupiej na ziemiach Polski © TomekChorzow

Ratusz w Poznaniu
Ratusz w Poznaniu © TomekChorzow

Na poznańskim Rynku
Na poznańskim Rynku © TomekChorzow

Na poznańskim Rynku
Na poznańskim Rynku © TomekChorzow

Pomnik robotników zamordowanych przez komunistów w 1956 roku
Pomnik robotników zamordowanych przez komunistów w 1956 roku © TomekChorzow

Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu
Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu © TomekChorzow

343,88 km
343,88 km © TomekChorzow


Kategoria z rowerem w pociągu, >100 km, >200 km, samotna wycieczka, dłuższa jazda nocna, jazda całodobowa

na Jasną Górę ciemną nocą w Trzecią Niedzielę Wielkiego Postu...

d a n e w y j a z d u 86.56 km 15.00 km teren 05:01 h Pr.śr.:17.25 km/h Pr.max:37.00 km/h Temperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:586 m Kalorie: kcal Rower:
Niedziela, 23 marca 2014 | dodano: 23.03.2014

... no może nie tak całkiem ciemną nocą - księżyc w ostatniej kwadrze jednak trochę oświetlał :) Plan jak zwykle dość prosty: zdążyć na Godzinki na Jasną Górę wyjeżdżając z Chorzowa. Start z Maćkiem około g. 23.30. Przez Brzeziny, Bobrowniki, Dobieszowice, Wymysłów, Ossy, Pyrzowice, Brynicę, Bibielę, Woźniki, Starczę - a więc tradycyjną trasą. Byliśmy na czas na miejscu. Po Godzinkach, odsłonięciu Cudownego Obrazu i Mszy Świętej zmiana planów - z powodu siły wyższej decyzja jednoznaczna - wracamy do Chorzowa pociągiem.
Trasa fascynująca. Niezapomniane widoki: port lotniczy w Pyrzowicach rozświetlony reflektorami, jazda po ciemku przez las, a potem panorama oświetlonych miast z Progu Woźnickiego (dobrze widoczny mrugający komin Elektrociepłowni Katowice, Tarnowskie Góry z kominami Huty w Miasteczku Śląskim  a nade wszystko lotnisko w Pyrzowicach). Krótki postój na Rynku w Woźnikach wzbudził zainteresowanie patrolu policji...
Warto przeżyć taką nocną jazdę. Wrażenia są zupełnie inne niż za dnia, a i możliwość tak wczesnego zawitania na Jasną Górę nie jest codziennością.


Opuściliśmy Chorzów - tutaj na drodze do Brzezin Śląskich
Opuściliśmy Chorzów - tutaj na drodze do Brzezin Śląskich © TomekChorzow
Godzina 2 - jesteśmy przed kościołem pod wezwaniem Matki Boskiej Fatimskiej w Bibieli
Godzina 2 - jesteśmy przed kościołem pod wezwaniem Matki Boskiej Fatimskiej w Bibieli © TomekChorzow
Przejazd leśną drogą z Bibieli do Woźnik
Przejazd leśną drogą z Bibieli do Woźnik © TomekChorzow
Godzina 3 - na rynku w Woźnikach
Godzina 3 - na rynku w Woźnikach © TomekChorzow
Godzina 4 - kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej w Starczy
Godzina 4 - kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej w Starczy © TomekChorzow
Zdążyliśmy na Godzinki
Zdążyliśmy na Godzinki © TomekChorzow
Opuszczamy Jasną Górę
Opuszczamy Jasną Górę © TomekChorzow


Kategoria z rowerem w pociągu, dłuższa jazda nocna, nie-samotna wycieczka

Jesień w Jesenikach

d a n e w y j a z d u 180.08 km 10.00 km teren 12:55 h Pr.śr.:13.94 km/h Pr.max:47.40 km/h Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:2620 m Kalorie: kcal Rower:
Sobota, 26 października 2013 | dodano: 28.10.2013

Cel był prosty: dojechać na Pradziada w Jesenikach o takiej porze doby, aby powrót nie był gonitwą na ostatni pociąg jak to miało miejsce, kiedy tam byłem poprzednio: 11 października 2006r. oraz 28 września 2009r.
Wprawdzie 2 miesiące temu byłem z Rodzinką na Pradziadzie pieszo, jednak znowu zatęskniłem za wjazdem tam na rowerze.
Wyjątkowo piękna pogoda oraz pomyślne zapowiedzi meteorologiczne zachęcały, by skorzystać z ostatniej zapewne szansy tej jesieni na taki wypad.
Postanowiłem jednak zasadniczo zmodyfikować trasę w stosunku do poprzedniej.
Wówczas wyglądała ona tak:
Za pierwszym razem:
Racławice Śląskie-Pomorzowiczki-Osoblaha-Bohušov-Slezské Rudoltice-Město Albrechtice-Karlowice-Vrbno pod Pradědem-Karlova Studánka-Praděd-Karlova Studánka-Vidly-Bělá pod Pradědem-Jesenik-Mikulovice-Głuchołazy-Szybowice
Za drugim:
Jak wyżej, tyle że od Jesenika do Szybowic przez Rejviz i Zlaté Hory
Wiązało się to wjazdem na wysokość 810 m n.p.m. na szosę łączącą Jesenik i Zlaté Hory.

Tym razem pojechałem trasą (nazwy w oryginalnej pisowni, dlatego, że nie lubię gdy inni piszą np. „Breslau”):
Racibórz-Samborowice-granica polsko-czeska-Sudice-granica czesko-polska-Ściborzyce Wielkie-Rozumice-Ludmierzyce-Nasiedle-Niekazanice-Branice-granica polsko-czeska-Uvalno-Býkov-Láryšov-Brantice-Zator-Čaková-Široká Niva-Dětřichovice-Stará Voda-Světlá Hora-Suchá Rudná-Hvezda-Praděd-Švýcárna-Červenohorské sedlo-Jesenik-Rejviz-Zlaté Hory-Konradów-Jarnołtówek-Pokrzywna-Łąka Prudnicka-Prudnik

Zmieniłem też porę wyjazdu. Zaopatrzony w lampkę MagicShine MJ-872 postanowiłem przy okazji przetestować jej możliwości i swoją predyspozycję do dłuższej jazdy nocnej w nieznanym terenie.
Około godziny 20.25 wyjechałem z domu na rowerze by przez Tysiąclecie dotrzeć do dworca w Katowicach. Tutaj o razu niemiłe zaskoczenie: w automacie Kolei Śląskich NIE DA się zakupić biletu na przewóz roweru. W kasie trzeba swoje odstać. Wprawdzie w trasę do Raciborza zawiózł mnie nowy ELF, lecz niestety zainstalowane w nim uchwyty nie nadają się do wykorzystania przy mocowaniu rowerów miejskich czy trekkingowych zaopatrzonych w tylny błotnik. Haki są umieszczone na tyle nisko i w taki sposób, że rower musiałby opierać się o podłogę wagonu tylnym błotnikiem, co doprowadziłoby do jego zniszczenia. Poza tym powierzchnia haka posiada ostre krawędzie i w obecnym stanie uszkodziłaby aluminiową obręcz koła zawieszonego na nim roweru. Słowem – porażka.
Około godziny 23.20 wysiadłem na stacji w Raciborzu i po krótkim postoju w parku wyruszyłem w drogę. Ciemno a więc specyficzny tajemniczy klimat. Ruch samochodowy znikomy a w dalszej części nocy w zasadzie żaden. Mogłem trochę posmakować atmosfery, jaka towarzyszyła uczestnikom niedawnego MRDP…. Po niedługim odcinku przez Polskę - już po północy docieram do granicy by wjechać na około 3,5 km do Czech i przez Sudice wrócić do Polski. W pewnym momencie wzmaga się wiatr a księżyc w otoczce mgiełki i biegnące na niebie chmury nie wróżą nic dobrego, ale okazało się, że było to tylko chwilowe. Po pewnym czasie przez Branice wjeżdżam znowu do Czech – tym razem na dłużej – by opuścić je dopiero w Zlatych Horach. We wiosce Uvalno, gdzie na krótko się zatrzymuję, zegar na wieży kościelnej wybija godzinę trzecią. Bicie zegara o czwartej usłyszałem już w Zatorze.
W Zatorze walcząc coraz bardziej z sennością miałem nawet wątpliwości czy nie zrezygnować ze zdobycia Pradziada i nie skierować się na Karlovice i do Racławic Śląskich na pociąg powrotny, ale taka okazja mogłaby się już nie powtórzyć. Nieco dalej zdrzemnąłem się na siedząco na chwilę w drewnianej budce na przystanku autobusowym. Orzeźwiony ruszyłem dalej nie mając wątpliwości, co do celu dalszej drogi. Jeszcze w ciemności koło godziny 6 można było mimo zamglenia dostrzec w oddali migające czerwone światło na wieży na Pradziadzie. Gdy zaczęło się przejaśniać pojawił się piękny widok wschodu nad górami. Choćby dla tej chwili warto było….
Pustawy parking Hvězda zwiastuje, że tłoku dziś na Pradziadzie (zwłaszcza o tej porze) nie będzie. Inaczej niż 4 lata temu gdy zajechałem tu akurat w święto świętego Wacława – patrona Czech, kiedy to Czesi mieli dzień wolny od pracy. Podjazd do Ovčárnej „mulący” – mało zakrętów i cały czas w zasadzie jednakowe nachylenie. Wjazd na kopułę szczytową Pradziada połączony w fantastycznymi widokami: doliny schowane pod pierzyną białych chmur i ostre słońce. Niezwykle ciepło jak na koniec października. Ten widok ze szczytu zawsze mnie fascynuje i mam nadzieję, że kiedyś znowu tu przyjadę…
Napojony Kofolą zjeżdżam w dół kierując się w stronę schroniska Švýcárna, gdzie kończy się nie najlepszy asfalt. Znowu piękna panorama – widać Pradziad z innej nie znanej mi wcześniej perspektywy. Dalsza część szlaku – już typowa dla MTB, a więc ja ma moim rowerze muszę uważać by go nie uszkodzić. Po początkowej stromej sekcji zaczyna się prawie płaska bardzo widokowa droga trawersująca zbocze. Szutrówka pozwoliła na wygodną jazdę połączoną z zachwycaniem się fantastycznymi widokami. Góry o tej porze nie mają już takiej palety barw jak 2-3 tygodnie wcześniej. Liście w dużej części opadły, ale widoki są niemniej fascynujące.
Widać między innymi elektrownię Dlouhé Stráně a w dolinie - Kouty nad Desnou. Typowo górska droga kończy się na przełęczy Červenohorské sedlo. Stamtąd długi zjazd równą szosą w stronę Jesenika. W Jeseniku decyduję się skręcić w prawo na Rejviz by szosą – nie korzystając tym razem ze szlaku rowerowego, którym jechałem poprzednio a stanowiącego pewien skrót, wspiąć się znowu na wysokość 810 m n.p.m.. Zjazd na Zlate Hory przez Dolni Udoli. W Konradowie wracam do Polski i przez Jarnołtówek, Pokrzywną, Łąkę Prudnicką docieram na zrujnowaną stację kolejową w Prudniku, której chyba jedynym atutem jest to, że posiada dość dobrze zakamuflowaną ścianę zewnętrzną budynku pomocniczego stanowiącą ubikację ….
Po 2 przesiadkach koło g 21.50 pełen wrażeń docieram do domu. Byłbym godzinę wcześniej gdyby nie właśnie godzinne opóźnienie wyjazdu pociągu z Gliwic – podobno w powodu robót torowych na linii E30. Jeden tor na pewnym odcinku jest wyłączony z ruchu.


Niektóre - nie tylko nocne obrazki z drogi:
• sarenki parę razy przede mną uciekły,
• gdzieś w polu oświetlone reflektorami pracowały maszyny – chyba przy zbiorze kukurydzy, ale z powodu ciemności nie zdołałem dostrzec,
• w wielu domach chyba przez całą noc zostawiają włączone telewizory co widać po poświacie okien,
• w kilku miejscach oświetlone licznymi zniczami widoczne z oddali cmentarze,
• załoga powoli mijających mnie radiowozów baczne mi się przyglądająca – zarówno w Raciborzu jak i w Czechach.
• Czesi na ogół w terenach wiejskich – a tylko takie mijałem – zostawiają na noc samochody przy drodze, mimo że na posesjach miejsca nie brakuje. Może nie chce im się otwierać bram?
• jako pierwsze na długo przed świtem – podobnie jak w Polsce pojawiają się na drogach samochody dostawcze z pieczywem
• Zaraz za Raciborzem istna „perfumeria”: dobrze nawożone gnojowicą i obornikiem pola napełniają nozdrza jakże swoistą wonią. Można by rzec, że o tej porze w ciemności pól nie było widać, lecz było je czuć. Oczywiście gwoli wyjaśnienia: moim zdaniem 1000 razy lepsze to niż smród blachosmrodziarstwa na ulicach i drogach.
• W Polsce zaraz po przekroczeniu granicy przywitały mnie duszące dymy z wypalanych zarośli – zupełny nonsens – nie mówiąc już o ryzyku pożarowym.
• W zasadzie cały czas jechałem na najniższym stopniu mocy lampki – na szosę zupełnie wystarcza a po 7 godzinach używania akumulator starczyłby na drugie tyle.
• Komfort jazdy z takim światłem jest bardzo duży mimo miejsc całkiem ciemnych – np. w lasach. W miejscowościach przy oświetleniu ulicznym nieraz ją wyłączałem pozostając przy Catey’u.

Ogólnie wyjazd bardzo udany. Oczywiście taka samotna jazda w nocy i do tego w obcym kraju niesie ze sobą pewne ryzyko i miała coś z szaleństwa, ale…warto było spróbować – tak to oczywiście oceniam po szczęśliwym powrocie do domu.
Anioł Stróż też przecież zawsze ze mną „jedzie” – a to na bagażniku, a to na kierownicy się przysiada – to się czuje…

Prędkość średnia nieduża, ale:
• pomimo dobrej lampki ciemności sprawiają, że jednak jedzie się bardziej asekuracyjnie,
• na kamienistym zjeździe ze schroniska Švýcárna średnia prędkość stale spadała,
• na zjazdach asfaltowych nie chciałem zbytnio się rozpędzać – błędem było zapakowanie wszystkiego do jednej sakwy, co pogarszało stabilność przy większych prędkościach.

Podany dystans obejmuje także odcinek dojazdowy do dworca w Katowicach oraz powrót ze stacji Chorzów Batory do domu.



Wieszaki do powieszenia roweru umieszczono zbyt nisko a wstawienie roweru tak jak na zdjęciu nie daje właściwej stabilizacji – w pociągu ELF Kolei Śląskich © TomekChorzow


Pociąg niezły (poza wieszakami na rowery), ale oczywiście naklejka „unijna” musi być… © TomekChorzow


W końcu tak ustawiłem rower przypinając go linką. Ciekawe, co by było gdyby rowerów było więcej… © TomekChorzow


W parku w Raciborzu. Ostatnie chwile przed wyruszeniem w drogę © TomekChorzow


Po północy na krótko w Czechach © TomekChorzow


Ponowny wjazd do Czech © TomekChorzow


Jeszcze ciemno – przed godziną 6 © TomekChorzow


Świt nad górami © TomekChorzow


Niesamowite kolory © TomekChorzow


Hvězda – ruch nieduży – zwłaszcza o tej porze © TomekChorzow


Widok za siebie na przejechany już odcinek podjazdu na Pradziad © TomekChorzow


Drzewo usiadło na kamieniach © TomekChorzow


Widok na dolinę potoku Bílá Opava, którą wchodziłem z moją Rodzinką piechotą na Pradziad 29 sierpnia a więc całkiem niedawno © TomekChorzow


Kolory późnej jesieni w Jesenikach © TomekChorzow


Maszt się pokazał © TomekChorzow


Ovčárna – coraz bliżej do szczytu © TomekChorzow


Kopuła szczytowa Pradziada © TomekChorzow


Petrovy kameny (1 446 m n.p.m.) © TomekChorzow


Coraz bliżej © TomekChorzow


A w dolinach chmury © TomekChorzow


Słonecznie….i zielono © TomekChorzow


Biała warstwa chmur © TomekChorzow


Kilkaset metrów przed szczytem © TomekChorzow


Ostatni zakręt a w głębi chmury… © TomekChorzow


Szczyt zdobyty © TomekChorzow


Jakby nad wzburzonym morzem © TomekChorzow


Słońce oślepia © TomekChorzow


Zjazd do schroniska Švýcárna © TomekChorzow


Schronisko Švýcárna ze szczytem Pradziada w tle © TomekChorzow


Taką drogą ostro w dół © TomekChorzow


3xJ: Jesień, jagody, Jeseniki © TomekChorzow


Dlouhé Stráně © TomekChorzow


Jeseniki © TomekChorzow


Jeseniki © TomekChorzow


Jeseniki © TomekChorzow



Jeseniki © TomekChorzow


Červenohorské sedlo (1 013 m n.p.m.) © TomekChorzow


Červenohorské sedlo – hotele i wyciągi © TomekChorzow


Szosa z przełęczy Červenohorské sedlo w stronę Jesenika © TomekChorzow


Szeroka jezdnia, dobry asfalt, mały ruch © TomekChorzow


Zlaté Hory – domki © TomekChorzow


Tym szynobusem przyjechałem z Prudnika do Kędzierzyna – z boku napis (niewidoczny): Opolskie – tutaj zostaję © TomekChorzow


We wnętrzu FLIRTA (EN75) dość wygodny wspornik do mocowania rowerów © TomekChorzow


Kategoria >100 km, dłuższa jazda nocna, jazda całodobowa, z rowerem w pociągu

Odsyłacze: opis odsyłacza Zasady wpisywania ścieżki dostępu są takie same jak w przypadku obrazków. Natomiast zamiast: "opis odsyłacza", należy wpisać krótki tekst, który pojawi się na ekranie i po kliknięciu którego nastąpi przejście do podanej podstrony (adres strony jest widoczny tylko w pasku statusu przeglądarki).