do Krakowa po raz pierwszy na rowerze
d a n e w y j a z d u
150.61 km
30.00 km teren
08:57 h
Pr.śr.:16.83 km/h
Pr.max:41.50 km/h
Temperatura:32.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:971 m
Kalorie: kcal
Rower:Accent Nordkapp
Dawno temu powstały zamiar udało się wreszcie zrealizować –
przejechać choć kawałek Wiślanej Trasy Rowerowej. Małe
możliwości manewrowe, jeśli chodzi o termin, a właściwie ich
brak, sprawiły, że jedyna realna data realizacji wyjazdu przypadła
na sobotę 19 czerwca. Powstało mi w głowie kilka wariantów: na
przykład taki, by wyruszyć po pracy w piątek, przejechać przez
Lasy Murckowskie, jeszcze w widoczności, a całą WTR pokonać po
ciemku i dotrzeć do Michała przed g. 7 rano. Ostatecznie stanęło
na tym, że w miarę się wyspałem i po godzinie 4, wyruszyłem, nie
używając w zasadzie wcale lampki. Przejazd przez Radoszowy, Lasy
Panewnickie, Murckowskie i dalej Siągarnię, zajął sporo czasu, co
sprawiło, że na punkcie początkowym pokonywanego odcinka WTR
pojawiłem się dopiero o godzinie 9:30.
Po drodze – za
Siągarnią miłe towarzystwo przygodnie spotkanego rowerzysty z
Giszowca i wspólne kilka kilometrów trasy. W Lędzinach warto było
wjechać na Górę Klimont pod kościół pod wezwaniem Świętego
Klemensa, by podziwiać rozległy krajobraz. W Bieruniu nieco
pokluczyłem, ale dzięki temu odwiedziłem Rynek, sanktuarium
świętego Walentego oraz zabytkową groblę z kładką przerzuconą
nad ulicą Chemików. Z Bierunia ścieżka rowerową w stronę
Oświęcimia, ale chcąc uniknąć niebezpiecznego odcinka przez
Babice, zaraz za mostem na Wiśle skręciłem w lewo i przez nieco
zarośnięte tereny, częściowo po wale wiślanym, przekraczając na
koniec Wisłę w końcu dojechałem do wspomnianego punktu
początkowego na WTR. Wtedy słońce zaczęło już mocno przypiekać
i upał stawał się coraz bardziej dotkliwy. Cała trasa nie
zacieniona, w pełnym słońcu. W Miętkowie zjechałem do
zabytkowego kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej,
który jak się okazało (o czym nie wiedziałem) jest kościołem
przeniesionym w latach siedemdziesiątych z Niegowici, gdzie
posługiwał ks. Karol Wojtyła zaraz po święceniach kapłańskich.
Starałem się zasadniczo trzymać wytyczonego śladu toteż z
Mętkowa wróciłem jak najszybciej na WTR jeszcze przed zakolem
wokół Płazianki.
Nie przypuszczałem,
że na tak (teoretycznie) nizinnej trasie spotka mnie niedługi
aczkolwiek wymagający podjazd. Po krótkim postoju przy kościele w
Kamieniu dość długi zjazd wprost na stopień wodny wraz z elektrownią w Łączanach.
Stamtąd już południową stroną Wisły, gdzie trasa już większą
częścią wiedzie drogami poza koroną wału. W Facimiechu
uzupełnienie płynów w sklepie. W sumie wypiłem ponad 4,5 litra
płynów, co i tak nie było w sumie dużą ilością zważywszy
na ogromny skwar i przebyty dystans. Przed Tyńcem oczekiwane
spotkanie z Michałem, który wyjechał mi naprzeciw. Dzięki jego
przewodnictwu nawiedziliśmy wspólnie Tynieckie opactwo Benedyktynów
i Zakrzówek, który wcześniej kojarzył mi się tylko z
kamieniołomem, w którym w czasie wojny pracował Karol Wojtyła.
Dopełnienie dnia stanowiły miłe chwile spędzone we wspólnocie salezjańskiej na Łosiówce z Michałem i jego współbraćmi.
Przejazd na dworzec przez bardzo zatłoczony Kraków i wygodny powrót
do Katowic Kolejami Śląskimi. Bardzo udany dzień, mimo sporego wysiłku, jaki włożyłem
w pokonanie tej trasy (a może właśnie dlatego). Potrzebna mi była
taka wycieczka po wielu ostatnich wyjazdach z rzadka tylko
wybiegających poza Chorzów. Dystans podany wyżej obejmuje też powrót na rowerze z
Katowic.
Kategoria >100 km, nie-samotna wycieczka, samotna wycieczka, wyjazd rodzinny, z rowerem w pociągu
komentarze