>200 km
Dystans całkowity: | 1046.71 km (w terenie 90.00 km; 8.60%) |
Czas w ruchu: | 51:40 |
Średnia prędkość: | 20.26 km/h |
Maksymalna prędkość: | 58.00 km/h |
Suma podjazdów: | 4266 m |
Maks. tętno maksymalne: | 165 (95 %) |
Suma kalorii: | 9454 kcal |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 261.68 km i 12h 55m |
Więcej statystyk |
BREVET 200km
d a n e w y j a z d u
206.84 km
0.00 km teren
09:36 h
Pr.śr.:21.55 km/h
Pr.max:58.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1872 m
Kalorie: kcal
Rower:Accent Nordkapp
W sumie z licznika wyszło nieco więcej. Po raz pierwszy brałem udział w takiej imprezie. Zupełnie inna formuła niż maratony w Trzebnicy, w których startowałem pięciokrotnie, kameralna atmosfera (poniżej 80 uczestników). Ranek pochmurny - grozi zmoknięciem a w tak długiej trasie nie byłoby to przyjemne. Ciekawa trasa i przyznam, że choć niezbyt daleko od domu, to w wielu z odwiedzonych miejsc na rowerze (i nie tylko na rowerze) byłem po raz pierwszy. Mimo że nie miała charakteru trasy górskiej, to jednak była dość wymagająca. Niewiele odcinków płaskich. Pogoda sprzyjająca, choć przez większą część dnia deszcz wisiał w powietrzu. Sympatyczne towarzystwo. Owszem była grupka "ścigantów", którzy na metę dojechali dość szybko, ale większość uznała, że nie o to chodzi. Dystans w takim wypadku jednak robi swoje. Potem jeszcze podróż powrotna pociągiem przez Częstochowę i efekt w postaci sporego zmęczenia ale i radości z kolejnej "dwusetki" co przecież nieczęsto się zdarza.
W każdym razie jadąc do domu ze stacji w Chorzowie Batorym brałem pod uwagę dwie możliwości :)
a) po powrocie do domu owinę się w szmatę i pójdę spać bez mycia :)
b) umyję się i dopiero później położę się do łóżka.
Za namową Żony zwyciężyła jednak opcja b :)
Przed startem, który był wyznaczony na godzinę 8 udało mi się jeszcze nawiedzić Bazylikę Bożego Grobu.
Mój rodzinny Chorzów ma z tym miejscem szczególne związki - wieś Chorzów została założona właśnie przez Bożogrobców z Miechowa w 1257 roku.
Bazylika Grobu Bożego w Miechowie © TomekChorzow
Boży Grób w Miechowskiej bazylice © TomekChorzow
Do startu coraz bliżej © TomekChorzow
Takiego stroju nie da się kupić - trzeba go "wyjeździć" na Bałtyk-Bieszczady Tour © TomekChorzow
Na Rynku w Wolbromiu © TomekChorzow
Postój w Minodze © TomekChorzow
Na Rynku w Skale © TomekChorzow
W malowniczej dolinie Prądnika © TomekChorzow
Pod Maczugą Herkulesa © TomekChorzow
Klucze - "samoobsługowy" punkt kontrolny © TomekChorzow
Mgła gęstnieje © TomekChorzow
Na punkcie kontrolnym w Żarnowcu już robi się słonecznie © TomekChorzow
Miechowska grupa w jednakowych żółtych strojach © TomekChorzow
Na przejeździe kolejowym przepuszczamy skład podążający linią LHS w stronę Sławkowa © TomekChorzow
Już po dotarciu do mety :) © TomekChorzow
Za chwilę wsiądę do pociągu na peronie w Miechowie © TomekChorzow
Kategoria >100 km, >200 km, maraton, wyścig, z rowerem w pociągu
z Chorzowa do Lądu
d a n e w y j a z d u
276.22 km
10.00 km teren
13:34 h
Pr.śr.:20.36 km/h
Pr.max:42.50 km/h
Temperatura:32.0
HR max:165 ( 95%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1108 m
Kalorie: 9454 kcal
Rower:Accent Nordkapp
Jedna z tych tras, która zapewne pozostanie w pamięci na
długo…może do końca życia.
Nieczęsto mi się zdarza pokonywać taki dystans. Wspaniała
przygoda z Michałem wracającym z wakacji do Seminarium w Lądzie nad Wartą.
Przed rokiem (25/26 lipca 2014r.) większą część trasy pokonałem tą samą drogą,
toteż zarejestrowany ślad i moja znajomość drogi pomogła. Było jednak nieco
inaczej, bo wyruszyliśmy o godzinie 5.25 z Chorzowa a nie z Koszęcina. Na drogę
gruntową zdecydowaliśmy się jedynie między Żyglinem a Kaletami, wjeżdżając na
dobrze nam znaną „szóstkę” pożarową, która jednak była trudno przejezdna z
racji wielkiej suszy – koła zagłębiały się w suchy piach tworzący miejscami
wydmy. Zgodnie z planem o godzinie 7.45 zameldowaliśmy się w Koszęcinie. O
godzinie 9 ruszyliśmy w dalszą drogę. Bezchmurne niebo i szybko narastający upał
towarzyszyły nam do późnego popołudnia. Choć trasa pozbawiona w zasadzie
podjazdów i generalnie prowadząca w dół, to jednak nie bez znaczenia – na tak
długim dystansie - pozostaje to, że jesteśmy obciążeni sakwami zawierającymi
bagaże Michała. Długie odcinki w pełnym słońcu dały w kość. Michał znosił to
lepiej (jest zaprawiony po pielgrzymce, ale też o 31 lat ode mnie młodszy…).
Z
wdzięcznością przyjmujemy gościnę Mariana i Janka, który wyjeżdżają nam
naprzeciw do Czastar. Krótka drzemka, napoje i poczęstunek dodają sił na dalszą
drogę. Wspólna jazda przez kilka kilometrów kończy nasze spotkanie. Choć już
pora późna to dopiero nieco więcej niż połowa drogi za nami. Na rynek w
Grabowie nad Prosną docieramy o wpół do siódmej wieczorem. Zauważam u siebie
pewne symptomy przegrzania – trzeba odpuścić tempo ale i tak nie dajemy za
wygraną. Na kaliski Rynek docieramy już po ciemku a i Sanktuarium Świętego
Józefa też o tej porze zastajemy zamknięte. Decyzja na dalszą jazdę jednoznaczna, tym
bardziej, że temperatura lekko spada i coraz bliżej do Lądu, gdzie czeka pokój
gościnny. Ostatnie kilometry to już walka ze zmęczeniem. Gdy w ciemności krótko
przed godziną drugą w nocy po prawej stronie znad Warty zamajaczyły wieże
Cysterskiego Opactwa wiedzieliśmy, że jesteśmy u celu...
Na całej trasie widać było jak bardzo głęboka susza
doskwiera – to co zostało na polach nie nadaje się do zbiorów, pył i wyschnięte
lasy bez śladów wilgoci…
Druga co do długości moja trasa, niemniej – choć to trudno
porównywać – wysiłek chyba większy. Przede wszystkim wielogodzinna jazda w
sporym upale…(ponad 32 stopnie).
Warto było! Spory kawał Polski „przewinął się” pod kołami a
i możliwość pokonania takiej trasy z Michałem była wielkim Darem.
Deo Gratias!
Na postoju w Pankach © TomekChorzow
Na szosie Panki-Przedmość © TomekChorzow
W Parcicach © TomekChorzow
W Węglewicach żegnamy się z Marianem i Jankiem © TomekChorzow
Już godzina 18 a do Grabowa nad Prosną jeszcze kawałek © TomekChorzow
Na Rynku w Grabowie nad Prosną © TomekChorzow
Z wieżą Sanktuarium Świętego Józefa w Kaliszu w tle © TomekChorzow
Nie zdążyliśmy do Kalisza przed zamknięciem Bazyliki pod wezwaniem Świętego Józefa © TomekChorzow
Zmęczenie coraz większe (na stacji benzynowej w Blizanowie) © TomekChorzow
W Choczu na Rynku stoi postać Kazimierza Wielkiego © TomekChorzow
U celu czyli przed bramą klasztoru w Lądzie nad Wartą © TomekChorzow
U celu czyli przed bramą klasztoru w Lądzie nad Wartą © TomekChorzow
Kategoria >100 km, >200 km, dłuższa jazda nocna, jazda całodobowa, nie-samotna wycieczka, wyjazd rodzinny
z Koszęcina do Poznania
d a n e w y j a z d u
343.88 km
30.00 km teren
17:15 h
Pr.śr.:19.94 km/h
Pr.max:45.40 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1286 m
Kalorie: kcal
Rower:Author Reflex
Życiowy rekord dziennego a właściwie dobowego dystansu.
Trasa w skrócie: Koszęcin-Panki-Praszka-Grabów nad Prosną-Kalisz-Ląd nad Wartą-Pyzdry-Środa Wielkopolska-Poznań.
Wyjazd z Koszęcina w piątek o godzinie 7 rano. Zdecydowanie
później niż zazwyczaj mając w planie dłuższą trasę. Z drugiej strony byłem
bardzo dobrze wyspany, co jak się okazuje potem zaowocowało. Jeśli jest znane
pojęcie „niewyspany” to ja byłem rozumując w przeciwną stronę - „nadspany”. W
pierwszej części trasy kierowałem się wgraną do nawigacji mapą powiatów
lublinieckiego i kłobuckiego i związanym z nią profilem nawigowania typu „rower
teren” oraz własną znajomością terenu, wobec tego pojechałem na Nowy Dwór i przez
Rzyce do Cieszowej. W Hadrze skręciłem w boczną uliczkę koło piaskowni i kościoła by tamtędy dojechać do Mochały i dalej drogą gruntową prawie do
przejazdu przez remontowaną w ramach „protezy koniecpolskiej” linię kolejową
Lubliniec-Częstochowa. Za Lisowem jednak nawigacja wprowadziła mnie w leśne
drogi miejscami dość zarośnięte i mocno podmokłe a wręcz zalane po opadach z
poprzedniego dnia. I to był niestety błąd. Bardzo szybko
zakończył się komfort jazdy w suchych butach. Tak czy owak przełączyłem Garmina
na profil „rower szosa”, wskutek czego już takich sytuacji nie było, chyba, że
sam się w nie wprowadziłem jak np. za Grabowem nad Prosną chcąc uniknąć dość
ruchliwej szosy do Kalisza. Na tym pierwszym odcinku straciłem też sporo czasu,
co nie pozwoliło później zdążyć na Mszę Świętą do Sanktuarium Świętego Józefa w
Kaliszu - jednego z głównych celów wyjazdu – a więc może następnym razem? Trasa
dalej wiodła przez Panki, Praszkę czyli północnym skrajem Opolszczyzny w stronę
powiatu wieluńskiego czyli przez województwo łódzkie. Bardzo monotonny krajobraz
mijanych pól i wiosek podobnych jedna do drugiej. Gdybym nie był „nadspany” to
chyba bym zasnął. Obiektywnie trzeba jednak stwierdzić, że lasy też
się zdarzały jak na przykład w gminie Skomlin. Cały czas mokry asfalt. W Pankach
o mało nie zaliczyłem gleby a właściwie desek, gdy usiłowałem gwałtownie się
zatrzymać na mokrej drewnianej nawierzchni mostu nad Pankówką chcąc zobaczyć
jej wezbrany nurt. Ślad tego hamowania widać na zdjęciu. Na mokrych deskach,
stanowiących czasami nawierzchnie mostów trzeba bardzo uważać! W Czastarach na
wjeździe do miejscowości przymusowy postój przed sklepem dla przeczekania
ulewy. Wydawało się, że już po wszystkim lecz ledwo dojechałem do centrum
Czastar, gdy ulewa rozpętała się na nowo ze zwielokrotnioną siłą. Zatrzymałem
się pod daszkiem przy poczcie (która miała być zamykana o godzinie 15 a więc za
kilkanaście minut). Postanowiłem jednak wejść do korytarza i na stoliku dokończyć
zabrany ze sobą list do Michała i jeszcze go wysłać przed zamknięciem poczty.
Rzecz jasna wprowadziłem rower do korytarza. Pan zwrócił mi uwagę: „tu się nie
zostawia rowerów”. Cóż mu miałem odpowiedzieć? Stwierdziłem tylko, że nie zostawiam
roweru tylko jestem przy nim:).
Deszcz po niedługim czasie się zakończył, list zdążyłem wysłać – a więc w
dalszą drogę po bardzo mokrym pełnym kałuż asfalcie. Koło godziny 17 dotarłem
do Grabowa nad Prosną i po krótkiej jeździe szosą zjechałem z niej w prawo na
Biernacice i Raduchów. Tam też na nowo wpakowałem się w grząskie piachy trudne
do przebycia tym bardziej, że przy wolnym poruszaniu się natychmiast dopadł
mnie rój końskich much. Od północno wschodniej strony zaczęło też złowrogo
grzmieć….
Po godzinie 20 zajechałem na kaliski Rynek. Niestety
Sanktuarium opodal było już zamknięte…:(. Szybka decyzja: czy skierować się do Ostrowa
Wielkopolskiego na pociąg TLK o godzinie 0:17 i wracać czy jechać dalej zgodnie
z założonym planem maksimum. Rozpogodzone wieczorne niebo przemówiło na korzyść
drugiego wariantu. Wobec tego naleśnik, zupa-krem z pomidorów i kawa na
kaliskim Rynku uzupełniły moje siły. W międzyczasie zapadł zmrok pozwalający
podziwiać starówkę pięknie oświetloną latarniami. Na wyjeździe z miasta
uzupełnienie prowiantu w Tesco w perspektywie całonocnej jazdy. Postój na
smarowanie łańcucha i wymianę akumulatorów w Garminie na stacji benzynowej koło
Blizanowa i za Choczem skręt w prawo w stronę Lądu nad Wartą, który też bardzo
chciałem odwiedzić. Odcinek szosy do Lądu prowadził przez lasy i mało
zaludnione tereny. Samotna jazda leśnymi szosami w środku nocy… klimatycznie. Gwieździste niebo nad polami i lasami, choć w oddali się błyska.
Wprost nade mną Wielki Wóz. Zatrzymuję się na chwilkę na poboczu i gaszę wszystkie światła, by delektować się rozgwieżdżonym niebem nie zmąconym światłem miast. Widok u mnie w domu na Górnym Śląsku nieosiągalny. Grzmotów nie słychać a więc Bogu dzięki burza daleko ode mnie. Czasami pojedynczy
samochód z naprzeciwka zmienia światła na mijania w konfrontacji z moim reflektorem… Koło
godziny 2 w nocy zajeżdżam przed klasztor w Lądzie. Nie pozostaje nic innego jak
trochę poświecić po gmachu reflektorem i dalej. Na stacji benzynowej odświeżam
się jeszcze i posilam. Trzeba się też cieplej ubrać. Za 3 godziny odjeżdża z
pobliskiej stacji w Słupcy pociąg do Poznania, ale perspektywa dalszej nocnej
jazdy na tyle mnie nęci, że decyduję się by jechać dalej. Po pewnym czasie niebo za mną – od
wschodu – zaczyna szarzeć. Nad Wielkopolską wstaje piękny lipcowy świt.
Promienie słońca wydobywają fantastyczne smugi świateł. Dla takich chwil warto
jechać. Coraz bardziej towarzyszy mi świadomość, że jestem już bardzo daleko... Prawie cała doba na siodełku i uciekające kilometry drogi pod kołami - coś pięknego !!! Ach, gdybyż tak można było częściej....Po drodze postój w Miłosławiu. Na rynku koło godziny 5 kupuję lody w
sklepie jeszcze przed jego oficjalnym otwarciem :). Dalej kieruję się na Środę Wielkopolską, Tulce i o
godzinie 8 wjeżdżam w granice Poznania. Przejeżdżam przez Maltę i podziwiam panoramę miasta z mostu na
Warcie po czym przed godziną 9 a więc po 26 godzinach od wyjazdu staję pod poznańskim
ratuszem. Radość jest spora, cel maksimum został zrealizowany! Piękna trasa, widoki pozostaną na długo w pamięci. Rzecz jasna nie czekam do południa
na koziołki… Przez nieco senne jeszcze o tej porze centrum docieram na Dworzec
Główny skąd o g. 10:40 z 2 przesiadkami (Kluczbork, Lubliniec) trzema
zdezelowanymi kiblami (EN 57) z epoki lat sześćdziesiątych docieram zmęczony, ale
jakże pełen bogatych wrażeń do Koszęcina.
Pierwszy raz w życiu przejechałem „za jednym strzałem” taką
trasę. Poprzedni rekord życiowy sprzed 2 lat pobiłem o 130 km. Okazuje się, że
można. Warunki sprzyjały: niezbyt ciepło, trasa jakby nie było cały czas lekko
w dół (Koszęcin: 280 m n.p.m., Poznań: 85 m n.p.m.) i co najważniejsze:
bezwietrznie.
Dystans obejmuje też powrót ze stacji w Koszęcinie na
działkę.
Hodowla danieli na Nowym Dworze w Koszęcinie © TomekChorzow
Pomnik świętego Urbana papieża w Cieszowej © TomekChorzow
Dawna garbarnia w Mochale © TomekChorzow
Posterunek Lisów na linii nr 61 Fosowskie-Częstochowa © TomekChorzow
Droga na Poznań :) © TomekChorzow
Kapliczka z XIX wieku © TomekChorzow
Leśniczówka Jezioro w Nadleśnictwie Herby © TomekChorzow
Mokra szosa © TomekChorzow
Mokra szosa © TomekChorzow
Na moście na Pankówce o mało nie zaliczyłem gleby (desek). Widoczny ślad hamowania © TomekChorzow
Wzburzona Pankówka © TomekChorzow
Kościół pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego w Starokrzepicach © TomekChorzow
W Cieciułowie © TomekChorzow
Kik - i tyle © TomekChorzow
Gmina Skomlin © TomekChorzow
Skomlin – barokowy drewniany kościół pod wezwaniem Świetych Filipa i Jakuba z dzwonnicą © TomekChorzow
Leje !!! © TomekChorzow
Dalej leje © TomekChorzow
Sanktuarium Maryjne w Czastarach © TomekChorzow
Spóle © TomekChorzow
Kopeć © TomekChorzow
Pas rowerowy na szosie - lepszy rydz niż nic :) © TomekChorzow
Grabów nad Prosną - nieczynny kościół ewangelicki z XIX wieku © TomekChorzow
Czy tędy na pewno na Poznań??? - między Grabowem nad Prosną a Kaliszem © TomekChorzow
Czegoś szuka © TomekChorzow
U bram Kalisza © TomekChorzow
Na kaliskim Rynku z Ratuszem w tle © TomekChorzow
W Kaliszu przy Sanktuarium © TomekChorzow
Mural opodal Sanktuarium Świętego Józefa w Kaliszu © TomekChorzow
Posiłek na kaliskim Rynku © TomekChorzow
Poniższe 2 zdjęcia są zrobione w Gminie Chocz a nie na wjeździe do tej Piły, która leży na północ od Poznania i w której służyłem w wojsku.
Piła z lampą błyskową © TomekChorzow
Piła bez lampy błyskowej © TomekChorzow
Reflektor świeci na najniższym stopniu mocy © TomekChorzow
Świt nad Wielkopolską © TomekChorzow
Kościół pod wezwaniem Świętego Jakuba Apostoła Miłosławiu © TomekChorzow
Smaczne lody mają w Miłosławiu (zwłaszcza o 5 rano) © TomekChorzow
W Winnej Górze © TomekChorzow
Pałac w Winnej Górze © TomekChorzow
Wielkopolska szosa © TomekChorzow
Słońce nad Wielkopolską coraz wyżej © TomekChorzow
Prawie jak na Paryż-Roubaix :) © TomekChorzow
Poznań !!! © TomekChorzow
Poznańska Malta © TomekChorzow
Nad Maltą - z wieżami katedry w tle © TomekChorzow
Bazylika Archikatedralna w Poznaniu - w najstarszej siedzibie biskupiej na ziemiach Polski © TomekChorzow
Ratusz w Poznaniu © TomekChorzow
Na poznańskim Rynku © TomekChorzow
Na poznańskim Rynku © TomekChorzow
Pomnik robotników zamordowanych przez komunistów w 1956 roku © TomekChorzow
Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu © TomekChorzow
343,88 km © TomekChorzow
Kategoria z rowerem w pociągu, >100 km, >200 km, samotna wycieczka, dłuższa jazda nocna, jazda całodobowa
w Uroczystość świętego Jacka....
d a n e w y j a z d u
219.77 km
50.00 km teren
11:15 h
Pr.śr.:19.54 km/h
Pr.max:49.70 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author Reflex
...do sanktuariów Śląska Opolskiego.
Wyjazd z Koszęcina w pochmurny poranek. Lekka mżawka w okolicach Hanuska, Przejazd przez Wielowieś, Błotnicę Strzelecką do Babci Pana Jezusa na Górę Świętej Anny, a stamtąd do miejsca narodzin tego, o którym mówi się "Ex Silesia Lux" a jednocześnie jedynego Polaka, którego uwieczniono na kolumnadzie Berniniego okalającej Plac Świętego Piotra - świętego Jacka Odrowąża.
Przy okazji: życiowy rekord dziennego dystansu.
Na koniec totalna porażka "szlak rowerowy" z Lublińca na Piłkę jest w zasadzie jedną wydmą bardzo trudno przejezdną na rowerze szosowym - nikomu tej drogi nie polecam. Lepiej na rozwidleniu dróg za Białą Kolonią pojechać do Rusinowic a stamtąd asfaltem do Piłki.przydrożna kapliczka na Opolszczyźnie
© TomekChorzowkościół w Sieroniowicach
© TomekChorzowZ cyklu: absurdalne zniemczanie polskich nazw geograficznych na Śląsku Opolskim: Olszowa
© TomekChorzowZ cyklu: absurdalne zniemczanie polskich nazw geograficznych na Śląsku Opolskim: Poręba
© TomekChorzowGórę Świętej Anny już widać
© TomekChorzowna Górze Świętej Anny
© TomekChorzowPałac w Kamieniu Śląskim
© TomekChorzownowa dzwonnica przy sanktuarium świętego Jacka w Kamieniu Śląskim
© TomekChorzowścieżka wytyczona przez Garmina
© TomekChorzowGarmin skierował mnie na tą ścieżkę
© TomekChorzowMała Panew w pobliżu Szczedrzyka
© TomekChorzowZ cyklu: absurdalne zniemczanie polskich nazw geograficznych na Śląsku Opolskim: Dębie
© TomekChorzowZ cyklu: absurdalne zniemczanie polskich nazw geograficznych na Śląsku Opolskim: Kadłub Wolny
© TomekChorzowZ cyklu: absurdalne zniemczanie polskich nazw geograficznych na Śląsku Opolskim: Bzionków
© TomekChorzowZ cyklu: absurdalne zniemczanie polskich nazw geograficznych na Śląsku Opolskim: Dębska Kuźnia
© TomekChorzowsłońce już zachodzi nad szosą od strony Koszwic
© TomekChorzow
Kategoria >200 km, >100 km, pielgrzymka, samotna wycieczka