jazda całodobowa
Dystans całkowity: | 800.18 km (w terenie 50.00 km; 6.25%) |
Czas w ruchu: | 43:44 |
Średnia prędkość: | 18.30 km/h |
Maksymalna prędkość: | 47.40 km/h |
Suma podjazdów: | 5014 m |
Maks. tętno maksymalne: | 165 (95 %) |
Suma kalorii: | 9454 kcal |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 266.73 km i 14h 34m |
Więcej statystyk |
z Chorzowa do Lądu
d a n e w y j a z d u
276.22 km
10.00 km teren
13:34 h
Pr.śr.:20.36 km/h
Pr.max:42.50 km/h
Temperatura:32.0
HR max:165 ( 95%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1108 m
Kalorie: 9454 kcal
Rower:Accent Nordkapp
Jedna z tych tras, która zapewne pozostanie w pamięci na
długo…może do końca życia.
Nieczęsto mi się zdarza pokonywać taki dystans. Wspaniała
przygoda z Michałem wracającym z wakacji do Seminarium w Lądzie nad Wartą.
Przed rokiem (25/26 lipca 2014r.) większą część trasy pokonałem tą samą drogą,
toteż zarejestrowany ślad i moja znajomość drogi pomogła. Było jednak nieco
inaczej, bo wyruszyliśmy o godzinie 5.25 z Chorzowa a nie z Koszęcina. Na drogę
gruntową zdecydowaliśmy się jedynie między Żyglinem a Kaletami, wjeżdżając na
dobrze nam znaną „szóstkę” pożarową, która jednak była trudno przejezdna z
racji wielkiej suszy – koła zagłębiały się w suchy piach tworzący miejscami
wydmy. Zgodnie z planem o godzinie 7.45 zameldowaliśmy się w Koszęcinie. O
godzinie 9 ruszyliśmy w dalszą drogę. Bezchmurne niebo i szybko narastający upał
towarzyszyły nam do późnego popołudnia. Choć trasa pozbawiona w zasadzie
podjazdów i generalnie prowadząca w dół, to jednak nie bez znaczenia – na tak
długim dystansie - pozostaje to, że jesteśmy obciążeni sakwami zawierającymi
bagaże Michała. Długie odcinki w pełnym słońcu dały w kość. Michał znosił to
lepiej (jest zaprawiony po pielgrzymce, ale też o 31 lat ode mnie młodszy…).
Z
wdzięcznością przyjmujemy gościnę Mariana i Janka, który wyjeżdżają nam
naprzeciw do Czastar. Krótka drzemka, napoje i poczęstunek dodają sił na dalszą
drogę. Wspólna jazda przez kilka kilometrów kończy nasze spotkanie. Choć już
pora późna to dopiero nieco więcej niż połowa drogi za nami. Na rynek w
Grabowie nad Prosną docieramy o wpół do siódmej wieczorem. Zauważam u siebie
pewne symptomy przegrzania – trzeba odpuścić tempo ale i tak nie dajemy za
wygraną. Na kaliski Rynek docieramy już po ciemku a i Sanktuarium Świętego
Józefa też o tej porze zastajemy zamknięte. Decyzja na dalszą jazdę jednoznaczna, tym
bardziej, że temperatura lekko spada i coraz bliżej do Lądu, gdzie czeka pokój
gościnny. Ostatnie kilometry to już walka ze zmęczeniem. Gdy w ciemności krótko
przed godziną drugą w nocy po prawej stronie znad Warty zamajaczyły wieże
Cysterskiego Opactwa wiedzieliśmy, że jesteśmy u celu...
Na całej trasie widać było jak bardzo głęboka susza
doskwiera – to co zostało na polach nie nadaje się do zbiorów, pył i wyschnięte
lasy bez śladów wilgoci…
Druga co do długości moja trasa, niemniej – choć to trudno
porównywać – wysiłek chyba większy. Przede wszystkim wielogodzinna jazda w
sporym upale…(ponad 32 stopnie).
Warto było! Spory kawał Polski „przewinął się” pod kołami a
i możliwość pokonania takiej trasy z Michałem była wielkim Darem.
Deo Gratias!
Na postoju w Pankach © TomekChorzow
Na szosie Panki-Przedmość © TomekChorzow
W Parcicach © TomekChorzow
W Węglewicach żegnamy się z Marianem i Jankiem © TomekChorzow
Już godzina 18 a do Grabowa nad Prosną jeszcze kawałek © TomekChorzow
Na Rynku w Grabowie nad Prosną © TomekChorzow
Z wieżą Sanktuarium Świętego Józefa w Kaliszu w tle © TomekChorzow
Nie zdążyliśmy do Kalisza przed zamknięciem Bazyliki pod wezwaniem Świętego Józefa © TomekChorzow
Zmęczenie coraz większe (na stacji benzynowej w Blizanowie) © TomekChorzow
W Choczu na Rynku stoi postać Kazimierza Wielkiego © TomekChorzow
U celu czyli przed bramą klasztoru w Lądzie nad Wartą © TomekChorzow
U celu czyli przed bramą klasztoru w Lądzie nad Wartą © TomekChorzow
Kategoria >100 km, >200 km, dłuższa jazda nocna, jazda całodobowa, nie-samotna wycieczka, wyjazd rodzinny
z Koszęcina do Poznania
d a n e w y j a z d u
343.88 km
30.00 km teren
17:15 h
Pr.śr.:19.94 km/h
Pr.max:45.40 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1286 m
Kalorie: kcal
Rower:Author Reflex
Życiowy rekord dziennego a właściwie dobowego dystansu.
Trasa w skrócie: Koszęcin-Panki-Praszka-Grabów nad Prosną-Kalisz-Ląd nad Wartą-Pyzdry-Środa Wielkopolska-Poznań.
Wyjazd z Koszęcina w piątek o godzinie 7 rano. Zdecydowanie
później niż zazwyczaj mając w planie dłuższą trasę. Z drugiej strony byłem
bardzo dobrze wyspany, co jak się okazuje potem zaowocowało. Jeśli jest znane
pojęcie „niewyspany” to ja byłem rozumując w przeciwną stronę - „nadspany”. W
pierwszej części trasy kierowałem się wgraną do nawigacji mapą powiatów
lublinieckiego i kłobuckiego i związanym z nią profilem nawigowania typu „rower
teren” oraz własną znajomością terenu, wobec tego pojechałem na Nowy Dwór i przez
Rzyce do Cieszowej. W Hadrze skręciłem w boczną uliczkę koło piaskowni i kościoła by tamtędy dojechać do Mochały i dalej drogą gruntową prawie do
przejazdu przez remontowaną w ramach „protezy koniecpolskiej” linię kolejową
Lubliniec-Częstochowa. Za Lisowem jednak nawigacja wprowadziła mnie w leśne
drogi miejscami dość zarośnięte i mocno podmokłe a wręcz zalane po opadach z
poprzedniego dnia. I to był niestety błąd. Bardzo szybko
zakończył się komfort jazdy w suchych butach. Tak czy owak przełączyłem Garmina
na profil „rower szosa”, wskutek czego już takich sytuacji nie było, chyba, że
sam się w nie wprowadziłem jak np. za Grabowem nad Prosną chcąc uniknąć dość
ruchliwej szosy do Kalisza. Na tym pierwszym odcinku straciłem też sporo czasu,
co nie pozwoliło później zdążyć na Mszę Świętą do Sanktuarium Świętego Józefa w
Kaliszu - jednego z głównych celów wyjazdu – a więc może następnym razem? Trasa
dalej wiodła przez Panki, Praszkę czyli północnym skrajem Opolszczyzny w stronę
powiatu wieluńskiego czyli przez województwo łódzkie. Bardzo monotonny krajobraz
mijanych pól i wiosek podobnych jedna do drugiej. Gdybym nie był „nadspany” to
chyba bym zasnął. Obiektywnie trzeba jednak stwierdzić, że lasy też
się zdarzały jak na przykład w gminie Skomlin. Cały czas mokry asfalt. W Pankach
o mało nie zaliczyłem gleby a właściwie desek, gdy usiłowałem gwałtownie się
zatrzymać na mokrej drewnianej nawierzchni mostu nad Pankówką chcąc zobaczyć
jej wezbrany nurt. Ślad tego hamowania widać na zdjęciu. Na mokrych deskach,
stanowiących czasami nawierzchnie mostów trzeba bardzo uważać! W Czastarach na
wjeździe do miejscowości przymusowy postój przed sklepem dla przeczekania
ulewy. Wydawało się, że już po wszystkim lecz ledwo dojechałem do centrum
Czastar, gdy ulewa rozpętała się na nowo ze zwielokrotnioną siłą. Zatrzymałem
się pod daszkiem przy poczcie (która miała być zamykana o godzinie 15 a więc za
kilkanaście minut). Postanowiłem jednak wejść do korytarza i na stoliku dokończyć
zabrany ze sobą list do Michała i jeszcze go wysłać przed zamknięciem poczty.
Rzecz jasna wprowadziłem rower do korytarza. Pan zwrócił mi uwagę: „tu się nie
zostawia rowerów”. Cóż mu miałem odpowiedzieć? Stwierdziłem tylko, że nie zostawiam
roweru tylko jestem przy nim:).
Deszcz po niedługim czasie się zakończył, list zdążyłem wysłać – a więc w
dalszą drogę po bardzo mokrym pełnym kałuż asfalcie. Koło godziny 17 dotarłem
do Grabowa nad Prosną i po krótkiej jeździe szosą zjechałem z niej w prawo na
Biernacice i Raduchów. Tam też na nowo wpakowałem się w grząskie piachy trudne
do przebycia tym bardziej, że przy wolnym poruszaniu się natychmiast dopadł
mnie rój końskich much. Od północno wschodniej strony zaczęło też złowrogo
grzmieć….
Po godzinie 20 zajechałem na kaliski Rynek. Niestety
Sanktuarium opodal było już zamknięte…:(. Szybka decyzja: czy skierować się do Ostrowa
Wielkopolskiego na pociąg TLK o godzinie 0:17 i wracać czy jechać dalej zgodnie
z założonym planem maksimum. Rozpogodzone wieczorne niebo przemówiło na korzyść
drugiego wariantu. Wobec tego naleśnik, zupa-krem z pomidorów i kawa na
kaliskim Rynku uzupełniły moje siły. W międzyczasie zapadł zmrok pozwalający
podziwiać starówkę pięknie oświetloną latarniami. Na wyjeździe z miasta
uzupełnienie prowiantu w Tesco w perspektywie całonocnej jazdy. Postój na
smarowanie łańcucha i wymianę akumulatorów w Garminie na stacji benzynowej koło
Blizanowa i za Choczem skręt w prawo w stronę Lądu nad Wartą, który też bardzo
chciałem odwiedzić. Odcinek szosy do Lądu prowadził przez lasy i mało
zaludnione tereny. Samotna jazda leśnymi szosami w środku nocy… klimatycznie. Gwieździste niebo nad polami i lasami, choć w oddali się błyska.
Wprost nade mną Wielki Wóz. Zatrzymuję się na chwilkę na poboczu i gaszę wszystkie światła, by delektować się rozgwieżdżonym niebem nie zmąconym światłem miast. Widok u mnie w domu na Górnym Śląsku nieosiągalny. Grzmotów nie słychać a więc Bogu dzięki burza daleko ode mnie. Czasami pojedynczy
samochód z naprzeciwka zmienia światła na mijania w konfrontacji z moim reflektorem… Koło
godziny 2 w nocy zajeżdżam przed klasztor w Lądzie. Nie pozostaje nic innego jak
trochę poświecić po gmachu reflektorem i dalej. Na stacji benzynowej odświeżam
się jeszcze i posilam. Trzeba się też cieplej ubrać. Za 3 godziny odjeżdża z
pobliskiej stacji w Słupcy pociąg do Poznania, ale perspektywa dalszej nocnej
jazdy na tyle mnie nęci, że decyduję się by jechać dalej. Po pewnym czasie niebo za mną – od
wschodu – zaczyna szarzeć. Nad Wielkopolską wstaje piękny lipcowy świt.
Promienie słońca wydobywają fantastyczne smugi świateł. Dla takich chwil warto
jechać. Coraz bardziej towarzyszy mi świadomość, że jestem już bardzo daleko... Prawie cała doba na siodełku i uciekające kilometry drogi pod kołami - coś pięknego !!! Ach, gdybyż tak można było częściej....Po drodze postój w Miłosławiu. Na rynku koło godziny 5 kupuję lody w
sklepie jeszcze przed jego oficjalnym otwarciem :). Dalej kieruję się na Środę Wielkopolską, Tulce i o
godzinie 8 wjeżdżam w granice Poznania. Przejeżdżam przez Maltę i podziwiam panoramę miasta z mostu na
Warcie po czym przed godziną 9 a więc po 26 godzinach od wyjazdu staję pod poznańskim
ratuszem. Radość jest spora, cel maksimum został zrealizowany! Piękna trasa, widoki pozostaną na długo w pamięci. Rzecz jasna nie czekam do południa
na koziołki… Przez nieco senne jeszcze o tej porze centrum docieram na Dworzec
Główny skąd o g. 10:40 z 2 przesiadkami (Kluczbork, Lubliniec) trzema
zdezelowanymi kiblami (EN 57) z epoki lat sześćdziesiątych docieram zmęczony, ale
jakże pełen bogatych wrażeń do Koszęcina.
Pierwszy raz w życiu przejechałem „za jednym strzałem” taką
trasę. Poprzedni rekord życiowy sprzed 2 lat pobiłem o 130 km. Okazuje się, że
można. Warunki sprzyjały: niezbyt ciepło, trasa jakby nie było cały czas lekko
w dół (Koszęcin: 280 m n.p.m., Poznań: 85 m n.p.m.) i co najważniejsze:
bezwietrznie.
Dystans obejmuje też powrót ze stacji w Koszęcinie na
działkę.
Hodowla danieli na Nowym Dworze w Koszęcinie © TomekChorzow
Pomnik świętego Urbana papieża w Cieszowej © TomekChorzow
Dawna garbarnia w Mochale © TomekChorzow
Posterunek Lisów na linii nr 61 Fosowskie-Częstochowa © TomekChorzow
Droga na Poznań :) © TomekChorzow
Kapliczka z XIX wieku © TomekChorzow
Leśniczówka Jezioro w Nadleśnictwie Herby © TomekChorzow
Mokra szosa © TomekChorzow
Mokra szosa © TomekChorzow
Na moście na Pankówce o mało nie zaliczyłem gleby (desek). Widoczny ślad hamowania © TomekChorzow
Wzburzona Pankówka © TomekChorzow
Kościół pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego w Starokrzepicach © TomekChorzow
W Cieciułowie © TomekChorzow
Kik - i tyle © TomekChorzow
Gmina Skomlin © TomekChorzow
Skomlin – barokowy drewniany kościół pod wezwaniem Świetych Filipa i Jakuba z dzwonnicą © TomekChorzow
Leje !!! © TomekChorzow
Dalej leje © TomekChorzow
Sanktuarium Maryjne w Czastarach © TomekChorzow
Spóle © TomekChorzow
Kopeć © TomekChorzow
Pas rowerowy na szosie - lepszy rydz niż nic :) © TomekChorzow
Grabów nad Prosną - nieczynny kościół ewangelicki z XIX wieku © TomekChorzow
Czy tędy na pewno na Poznań??? - między Grabowem nad Prosną a Kaliszem © TomekChorzow
Czegoś szuka © TomekChorzow
U bram Kalisza © TomekChorzow
Na kaliskim Rynku z Ratuszem w tle © TomekChorzow
W Kaliszu przy Sanktuarium © TomekChorzow
Mural opodal Sanktuarium Świętego Józefa w Kaliszu © TomekChorzow
Posiłek na kaliskim Rynku © TomekChorzow
Poniższe 2 zdjęcia są zrobione w Gminie Chocz a nie na wjeździe do tej Piły, która leży na północ od Poznania i w której służyłem w wojsku.
Piła z lampą błyskową © TomekChorzow
Piła bez lampy błyskowej © TomekChorzow
Reflektor świeci na najniższym stopniu mocy © TomekChorzow
Świt nad Wielkopolską © TomekChorzow
Kościół pod wezwaniem Świętego Jakuba Apostoła Miłosławiu © TomekChorzow
Smaczne lody mają w Miłosławiu (zwłaszcza o 5 rano) © TomekChorzow
W Winnej Górze © TomekChorzow
Pałac w Winnej Górze © TomekChorzow
Wielkopolska szosa © TomekChorzow
Słońce nad Wielkopolską coraz wyżej © TomekChorzow
Prawie jak na Paryż-Roubaix :) © TomekChorzow
Poznań !!! © TomekChorzow
Poznańska Malta © TomekChorzow
Nad Maltą - z wieżami katedry w tle © TomekChorzow
Bazylika Archikatedralna w Poznaniu - w najstarszej siedzibie biskupiej na ziemiach Polski © TomekChorzow
Ratusz w Poznaniu © TomekChorzow
Na poznańskim Rynku © TomekChorzow
Na poznańskim Rynku © TomekChorzow
Pomnik robotników zamordowanych przez komunistów w 1956 roku © TomekChorzow
Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu © TomekChorzow
343,88 km © TomekChorzow
Kategoria z rowerem w pociągu, >100 km, >200 km, samotna wycieczka, dłuższa jazda nocna, jazda całodobowa
Jesień w Jesenikach
d a n e w y j a z d u
180.08 km
10.00 km teren
12:55 h
Pr.śr.:13.94 km/h
Pr.max:47.40 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2620 m
Kalorie: kcal
Rower:
Cel był prosty: dojechać na Pradziada w Jesenikach o takiej porze doby, aby powrót nie był gonitwą na ostatni pociąg jak to miało miejsce, kiedy tam byłem poprzednio: 11 października 2006r. oraz 28 września 2009r.
Wprawdzie 2 miesiące temu byłem z Rodzinką na Pradziadzie pieszo, jednak znowu zatęskniłem za wjazdem tam na rowerze.
Wyjątkowo piękna pogoda oraz pomyślne zapowiedzi meteorologiczne zachęcały, by skorzystać z ostatniej zapewne szansy tej jesieni na taki wypad.
Postanowiłem jednak zasadniczo zmodyfikować trasę w stosunku do poprzedniej.
Wówczas wyglądała ona tak:
Za pierwszym razem:
Racławice Śląskie-Pomorzowiczki-Osoblaha-Bohušov-Slezské Rudoltice-Město Albrechtice-Karlowice-Vrbno pod Pradědem-Karlova Studánka-Praděd-Karlova Studánka-Vidly-Bělá pod Pradědem-Jesenik-Mikulovice-Głuchołazy-Szybowice
Za drugim:
Jak wyżej, tyle że od Jesenika do Szybowic przez Rejviz i Zlaté Hory
Wiązało się to wjazdem na wysokość 810 m n.p.m. na szosę łączącą Jesenik i Zlaté Hory.
Tym razem pojechałem trasą (nazwy w oryginalnej pisowni, dlatego, że nie lubię gdy inni piszą np. „Breslau”):
Racibórz-Samborowice-granica polsko-czeska-Sudice-granica czesko-polska-Ściborzyce Wielkie-Rozumice-Ludmierzyce-Nasiedle-Niekazanice-Branice-granica polsko-czeska-Uvalno-Býkov-Láryšov-Brantice-Zator-Čaková-Široká Niva-Dětřichovice-Stará Voda-Světlá Hora-Suchá Rudná-Hvezda-Praděd-Švýcárna-Červenohorské sedlo-Jesenik-Rejviz-Zlaté Hory-Konradów-Jarnołtówek-Pokrzywna-Łąka Prudnicka-Prudnik
Zmieniłem też porę wyjazdu. Zaopatrzony w lampkę MagicShine MJ-872 postanowiłem przy okazji przetestować jej możliwości i swoją predyspozycję do dłuższej jazdy nocnej w nieznanym terenie.
Około godziny 20.25 wyjechałem z domu na rowerze by przez Tysiąclecie dotrzeć do dworca w Katowicach. Tutaj o razu niemiłe zaskoczenie: w automacie Kolei Śląskich NIE DA się zakupić biletu na przewóz roweru. W kasie trzeba swoje odstać. Wprawdzie w trasę do Raciborza zawiózł mnie nowy ELF, lecz niestety zainstalowane w nim uchwyty nie nadają się do wykorzystania przy mocowaniu rowerów miejskich czy trekkingowych zaopatrzonych w tylny błotnik. Haki są umieszczone na tyle nisko i w taki sposób, że rower musiałby opierać się o podłogę wagonu tylnym błotnikiem, co doprowadziłoby do jego zniszczenia. Poza tym powierzchnia haka posiada ostre krawędzie i w obecnym stanie uszkodziłaby aluminiową obręcz koła zawieszonego na nim roweru. Słowem – porażka.
Około godziny 23.20 wysiadłem na stacji w Raciborzu i po krótkim postoju w parku wyruszyłem w drogę. Ciemno a więc specyficzny tajemniczy klimat. Ruch samochodowy znikomy a w dalszej części nocy w zasadzie żaden. Mogłem trochę posmakować atmosfery, jaka towarzyszyła uczestnikom niedawnego MRDP…. Po niedługim odcinku przez Polskę - już po północy docieram do granicy by wjechać na około 3,5 km do Czech i przez Sudice wrócić do Polski. W pewnym momencie wzmaga się wiatr a księżyc w otoczce mgiełki i biegnące na niebie chmury nie wróżą nic dobrego, ale okazało się, że było to tylko chwilowe. Po pewnym czasie przez Branice wjeżdżam znowu do Czech – tym razem na dłużej – by opuścić je dopiero w Zlatych Horach. We wiosce Uvalno, gdzie na krótko się zatrzymuję, zegar na wieży kościelnej wybija godzinę trzecią. Bicie zegara o czwartej usłyszałem już w Zatorze.
W Zatorze walcząc coraz bardziej z sennością miałem nawet wątpliwości czy nie zrezygnować ze zdobycia Pradziada i nie skierować się na Karlovice i do Racławic Śląskich na pociąg powrotny, ale taka okazja mogłaby się już nie powtórzyć. Nieco dalej zdrzemnąłem się na siedząco na chwilę w drewnianej budce na przystanku autobusowym. Orzeźwiony ruszyłem dalej nie mając wątpliwości, co do celu dalszej drogi. Jeszcze w ciemności koło godziny 6 można było mimo zamglenia dostrzec w oddali migające czerwone światło na wieży na Pradziadzie. Gdy zaczęło się przejaśniać pojawił się piękny widok wschodu nad górami. Choćby dla tej chwili warto było….
Pustawy parking Hvězda zwiastuje, że tłoku dziś na Pradziadzie (zwłaszcza o tej porze) nie będzie. Inaczej niż 4 lata temu gdy zajechałem tu akurat w święto świętego Wacława – patrona Czech, kiedy to Czesi mieli dzień wolny od pracy. Podjazd do Ovčárnej „mulący” – mało zakrętów i cały czas w zasadzie jednakowe nachylenie. Wjazd na kopułę szczytową Pradziada połączony w fantastycznymi widokami: doliny schowane pod pierzyną białych chmur i ostre słońce. Niezwykle ciepło jak na koniec października. Ten widok ze szczytu zawsze mnie fascynuje i mam nadzieję, że kiedyś znowu tu przyjadę…
Napojony Kofolą zjeżdżam w dół kierując się w stronę schroniska Švýcárna, gdzie kończy się nie najlepszy asfalt. Znowu piękna panorama – widać Pradziad z innej nie znanej mi wcześniej perspektywy. Dalsza część szlaku – już typowa dla MTB, a więc ja ma moim rowerze muszę uważać by go nie uszkodzić. Po początkowej stromej sekcji zaczyna się prawie płaska bardzo widokowa droga trawersująca zbocze. Szutrówka pozwoliła na wygodną jazdę połączoną z zachwycaniem się fantastycznymi widokami. Góry o tej porze nie mają już takiej palety barw jak 2-3 tygodnie wcześniej. Liście w dużej części opadły, ale widoki są niemniej fascynujące.
Widać między innymi elektrownię Dlouhé Stráně a w dolinie - Kouty nad Desnou. Typowo górska droga kończy się na przełęczy Červenohorské sedlo. Stamtąd długi zjazd równą szosą w stronę Jesenika. W Jeseniku decyduję się skręcić w prawo na Rejviz by szosą – nie korzystając tym razem ze szlaku rowerowego, którym jechałem poprzednio a stanowiącego pewien skrót, wspiąć się znowu na wysokość 810 m n.p.m.. Zjazd na Zlate Hory przez Dolni Udoli. W Konradowie wracam do Polski i przez Jarnołtówek, Pokrzywną, Łąkę Prudnicką docieram na zrujnowaną stację kolejową w Prudniku, której chyba jedynym atutem jest to, że posiada dość dobrze zakamuflowaną ścianę zewnętrzną budynku pomocniczego stanowiącą ubikację ….
Po 2 przesiadkach koło g 21.50 pełen wrażeń docieram do domu. Byłbym godzinę wcześniej gdyby nie właśnie godzinne opóźnienie wyjazdu pociągu z Gliwic – podobno w powodu robót torowych na linii E30. Jeden tor na pewnym odcinku jest wyłączony z ruchu.
Niektóre - nie tylko nocne obrazki z drogi:
• sarenki parę razy przede mną uciekły,
• gdzieś w polu oświetlone reflektorami pracowały maszyny – chyba przy zbiorze kukurydzy, ale z powodu ciemności nie zdołałem dostrzec,
• w wielu domach chyba przez całą noc zostawiają włączone telewizory co widać po poświacie okien,
• w kilku miejscach oświetlone licznymi zniczami widoczne z oddali cmentarze,
• załoga powoli mijających mnie radiowozów baczne mi się przyglądająca – zarówno w Raciborzu jak i w Czechach.
• Czesi na ogół w terenach wiejskich – a tylko takie mijałem – zostawiają na noc samochody przy drodze, mimo że na posesjach miejsca nie brakuje. Może nie chce im się otwierać bram?
• jako pierwsze na długo przed świtem – podobnie jak w Polsce pojawiają się na drogach samochody dostawcze z pieczywem
• Zaraz za Raciborzem istna „perfumeria”: dobrze nawożone gnojowicą i obornikiem pola napełniają nozdrza jakże swoistą wonią. Można by rzec, że o tej porze w ciemności pól nie było widać, lecz było je czuć. Oczywiście gwoli wyjaśnienia: moim zdaniem 1000 razy lepsze to niż smród blachosmrodziarstwa na ulicach i drogach.
• W Polsce zaraz po przekroczeniu granicy przywitały mnie duszące dymy z wypalanych zarośli – zupełny nonsens – nie mówiąc już o ryzyku pożarowym.
• W zasadzie cały czas jechałem na najniższym stopniu mocy lampki – na szosę zupełnie wystarcza a po 7 godzinach używania akumulator starczyłby na drugie tyle.
• Komfort jazdy z takim światłem jest bardzo duży mimo miejsc całkiem ciemnych – np. w lasach. W miejscowościach przy oświetleniu ulicznym nieraz ją wyłączałem pozostając przy Catey’u.
Ogólnie wyjazd bardzo udany. Oczywiście taka samotna jazda w nocy i do tego w obcym kraju niesie ze sobą pewne ryzyko i miała coś z szaleństwa, ale…warto było spróbować – tak to oczywiście oceniam po szczęśliwym powrocie do domu.
Anioł Stróż też przecież zawsze ze mną „jedzie” – a to na bagażniku, a to na kierownicy się przysiada – to się czuje…
Prędkość średnia nieduża, ale:
• pomimo dobrej lampki ciemności sprawiają, że jednak jedzie się bardziej asekuracyjnie,
• na kamienistym zjeździe ze schroniska Švýcárna średnia prędkość stale spadała,
• na zjazdach asfaltowych nie chciałem zbytnio się rozpędzać – błędem było zapakowanie wszystkiego do jednej sakwy, co pogarszało stabilność przy większych prędkościach.
Podany dystans obejmuje także odcinek dojazdowy do dworca w Katowicach oraz powrót ze stacji Chorzów Batory do domu.Wieszaki do powieszenia roweru umieszczono zbyt nisko a wstawienie roweru tak jak na zdjęciu nie daje właściwej stabilizacji – w pociągu ELF Kolei Śląskich
© TomekChorzowPociąg niezły (poza wieszakami na rowery), ale oczywiście naklejka „unijna” musi być…
© TomekChorzowW końcu tak ustawiłem rower przypinając go linką. Ciekawe, co by było gdyby rowerów było więcej…
© TomekChorzowW parku w Raciborzu. Ostatnie chwile przed wyruszeniem w drogę
© TomekChorzowPo północy na krótko w Czechach
© TomekChorzowPonowny wjazd do Czech
© TomekChorzowJeszcze ciemno – przed godziną 6
© TomekChorzowŚwit nad górami
© TomekChorzowNiesamowite kolory
© TomekChorzowHvězda – ruch nieduży – zwłaszcza o tej porze
© TomekChorzowWidok za siebie na przejechany już odcinek podjazdu na Pradziad
© TomekChorzowDrzewo usiadło na kamieniach
© TomekChorzowWidok na dolinę potoku Bílá Opava, którą wchodziłem z moją Rodzinką piechotą na Pradziad 29 sierpnia a więc całkiem niedawno
© TomekChorzowKolory późnej jesieni w Jesenikach
© TomekChorzowMaszt się pokazał
© TomekChorzowOvčárna – coraz bliżej do szczytu
© TomekChorzowKopuła szczytowa Pradziada
© TomekChorzowPetrovy kameny (1 446 m n.p.m.)
© TomekChorzowCoraz bliżej
© TomekChorzowA w dolinach chmury
© TomekChorzowSłonecznie….i zielono
© TomekChorzowBiała warstwa chmur
© TomekChorzowKilkaset metrów przed szczytem
© TomekChorzowOstatni zakręt a w głębi chmury…
© TomekChorzowSzczyt zdobyty
© TomekChorzowJakby nad wzburzonym morzem
© TomekChorzowSłońce oślepia
© TomekChorzowZjazd do schroniska Švýcárna
© TomekChorzowSchronisko Švýcárna ze szczytem Pradziada w tle
© TomekChorzowTaką drogą ostro w dół
© TomekChorzow3xJ: Jesień, jagody, Jeseniki
© TomekChorzowDlouhé Stráně
© TomekChorzowJeseniki
© TomekChorzowJeseniki
© TomekChorzowJeseniki
© TomekChorzowJeseniki
© TomekChorzowČervenohorské sedlo (1 013 m n.p.m.)
© TomekChorzowČervenohorské sedlo – hotele i wyciągi
© TomekChorzowSzosa z przełęczy Červenohorské sedlo w stronę Jesenika
© TomekChorzowSzeroka jezdnia, dobry asfalt, mały ruch
© TomekChorzowZlaté Hory – domki
© TomekChorzowTym szynobusem przyjechałem z Prudnika do Kędzierzyna – z boku napis (niewidoczny): Opolskie – tutaj zostaję
© TomekChorzowWe wnętrzu FLIRTA (EN75) dość wygodny wspornik do mocowania rowerów
© TomekChorzow
Kategoria >100 km, dłuższa jazda nocna, jazda całodobowa, z rowerem w pociągu